O kastracji z humorem

Jeśli właścicielem samca psa czy kota jest mężczyzna często słyszę w lecznicy zdanie typu: „Mój mąż nigdy nie zgodzi się na okaleczenie i pozbawienie męskości jego psa/kota!!!” W tej sytuacji z kocurem jest łatwiej, bo zwykle kiedy kot zaczyna znaczyć moczem w mieszkaniu, właściciel sam przychodzi mówiąc np.: „Zrób pan coś, doktorze, żeby ten kot tak nie smrodził, bo nie mogę wytrzymać.” Natomiast wytłumaczyć właścicielowi potrzebę pozbawienia męskości jego ukochanego psa jest trudniej. W takich sytuacjach porównuję żywot psa do człowieka mówiąc: „Pies jest jak mężczyzna, np. jak Romeo, nie może wytrzymać w domu czując sukę (jakby tęsknił za ukochaną), która ma cieczkę. Pies wtedy bardzo się męczy, bo feromony suki (substancje zapachowe) wzmagają w nim popęd płciowy, a właściciel nie pozwala mu uciec – feromony suki pies czuje z odległości nawet kilku kilometrów. Jeśli byłby to dziki pies, albo np. wilk to dobrze, bo w ten sposób natura zabezpiecza się przed wyginięciem gatunku. Natomiast w warunkach psa domowego taka sytuacja staje się czasem koszmarem. A jeśli pies może biegać wolno, to albo przejedzie go samochód, albo kogoś ugryzie i będą problemy, albo trafi do schroniska. Więc czy nie lepiej pozwolić usunąć mu źródło problemu- np. u jamnika cięcie ma długość ok. 3 cm- robi się je koło prącia i zakłada tylko 2 szwy.